czwartek, 6 października 2011

Rozdział piąty


Rozdział piąty

- Łał – mruknął Alex. – Nie przeszkadza ci, że on jest…no wiesz…
- Hm, nie bardzo – rzucił, zresztą – zgodnie z prawdą.
- Czy ty…
- Czy ja… - powtórzyłem. – No wykrztusisz to w końcu?
- Nie, chyba jednak nie dam jeszcze rady – mruknął, po czym wziął pokaźny łyk z kubka.
- To aż takie trudne?
- Nie wiem, nigdy nie pytałem nikogo o jego orientację seksualną.
- Ta, ty po prostu zaciągasz ludzi do łóżka, żeby się przekonać – rzucił Matt, zahaczając zębami o dolną wargę.
- Co to ma niby znaczyć? – zapytał blondyn, marszcząc brwi i wpatrując się w niego.
- Daruj sobie. Jestem zmęczony niedomówieniami. Było, minęło.
- Co było? – rzucił, nic nie rozumiejąc.
- Ty nic… - powiedział Matt, po czym wytrzeszczył oczy. – Nie pamiętasz nic z tamtej nocy?
- Jakiej nocy?
- No właśnie nie pamiętam! – krzyknął szatyn, rozlewając na bluzce piwo. – Cholera. Wiem tylko tyle, że po imprezie obudziłem się nagi, z tobą w jednym łóżku – mruknął, przełykając ślinę.
- Czy my… - zapytał Alex, który z każdym kolejnym słowem robił się coraz bledszy.
- Nie sądzę, by coś innego mogło tak dokuczyć mojemu tyłkowi – sarknął Matt, przejeżdżając językiem po zębach.
- Łał – wymsknęło się blondynowi, na co Matt parsknął śmiechem.
- Nadal twierdzisz, że po pijanemu dokonujemy rzeczy, których naprawdę pragniemy? – zapytał, uśmiechając się kwaśno.
- Ja…chyba…chyba tak, jeśli mam być szczery – burknął, pochylając głowę i wylewając piwo do rynny. – Myślę, że na jakiś czas odłożę alkohol.
- Aż tak cię to brzydzi? – zapytał Matt, próbując ukryć w głosie ból.
- Nie. Po prostu następnym razem wolałbym to zapamiętać – odparł, po czym nachylił się i niespodziewanie złączył ich usta w krótkim, delikatnym pocałunku.
Matt początkowo chciał zaprotestować, jednak obezwładniony intensywnym zapachem i miękkimi wargami chłopaka poddał się bez walki, jedynie opierając dłoń na jego klatce.
Kiedy się od niego oderwał, nie miał pojęcia co powiedzieć. W końcu zdołał wykrztusić krótkie,,łał’’.
- Widać jestem dość odważny nawet bez alkoholu.
- Albo wystarczająco napalony – dodał lekko już rozluźniony Matt. – Jeśli nie masz nic przeciwko… - mruknął, po czym wypił połowę napoju z kubka. – Na czym stanęliśmy? – zapytał, chwytając blondyna za bluzkę i przyciągając go do pocałunku.
Alex odsunął się po chwili, wpatrując się w rozchylone wargi chłopaka.
- Potrzebuje trochę czasu, żeby to wszystko sobie poukładać. To była…niespodzianka.
Matt’owi skręcił się na moment żołądek, ale pokiwał tylko wyrozumiale głową. Sam już dawno przywykł do myśli, że pociągają go chłopcy, więc nie miał problemów z całowaniem Alex’a.
- Ok, rozumiem – bąknął, dokańczając napój.
- Na pewno? – zapytał się, próbując się upewnić.
- Właściwie, to nie. Jak możesz mieć z tym problem, skoro całkiem niedawno dobrałeś mi się do tyłka? – żachnął się Matt, łamiącym się głosem.
- Ja…to nie tak, po prostu…
- Wiesz co, zapomnij. Zastanów się, czego właściwie chcesz, to wtedy pogadamy – rzucił ostrym tonem, po czym wstał i wszedł do domu. Popędził na dół, próbując odnaleźć wzrokiem Elliot’a, ale kiedy się go nie doszukał, po prostu wybiegł z domu.
Na co on właściwie liczył? Na żałosne wyznanie miłosne? Na to, że Alex go przytuli i zapewni, że mu zależy?
Skarcił się za własną głupotę. Do oczu namolnie cisnęły mu się łzy, które dusiły go w gardle.
Teraz nie miał, co łudzić się, że Alex odwzajemni jego uczucia. Był na tyle głupi, że opieprzył go za to, że nic do niego nie czuł.
- Głupi, głupi, głupi – syknął, szybkim marszem podążając w kierunku domu.
Kiedy zamknęły się za nim drzwi, podziękował w duchu za to, że jego rodziców nie było w domu. Już od progu rozpłakał się na dobre, oparł się o drzwi i zjechał na ziemię.


                                                                       ***

Obudziło go dopiero pukanie do drzwi. Wstał ze swojego łóżka, przeczesał dłonią włosy i staszczył się po schodach na dół. Kiedy otworzył drzwi, do środka wsunął się Elliot.
- Hey, Alex mówił, że coś się stało i że wybiegłeś z imprezy. Powiedziałeś mu? – zapytał, pocierając policzek.
- Taaaa – bąknął, wzruszając ramionami. – Chodź. Napijesz się czegoś? – zapytał.
- Właściwie to jestem zaprowiantowany – rzucił, po czym głośno zarechotał, podnosząc do góry butelkę z winem. – Stwierdziłem, że skoro Alex cię odrzucił, to chociaż powinien zasponsorować ci terapię, więc zwinąłem to z imprezy.

Przez następną godzinę Matt wraz z Elliot’em siedzieli na podłodze oparci o łóżko szatyna i popijali nie troszcząc się o żadne kubki czy szklanki. Matt opierał głowę na ramieniu Elliot’a, i od czasu do czasu zarzucał jakąś obelgą. Miał zaczerwienione policzki.
- Więc, właściwie Alex powiedział, że chciałby spróbować? – zapytał kolejny raz blondyn, marszcząc brwi, jakby prowadząc w głowie wybitnie skomplikowane śledztwo.
- Taaa.
- Więc czemu go zbeształeś?
- Nie chcę być kolejnym eksperymentem… - powiedział powoli, ocierając dłonią oczy.
- Ja tam nie miałbym nic przeciwko byciu eksperymentem Jessie’ego.
- Ta, tyle tylko, że już raz byłem jego eksperymentem, a to, że on tego nie pamięta, to już nie moja wina. To on powinien wiedzieć, czego chce.
- Kochasz go? – zapytał Elliot, unosząc butelkę do ust.
- Nie wiem, chyba tak – burknął szatyn, kręcąc oczami.
- Powiedziałeś mu to?
- Żeby go przestraszyć? Nie, dzięki – sarknął, waląc głową o ramę łóżka. – Jak mogłem być taki głupi?
- Miłość jest niedorozwinięta. Wiem coś o tym.
- Kochasz Jessie’ego? – zapytał po chwili milczenia Matt, bacznie obserwując swojego przyjaciela.
- Mhm. Ale raczej nigdy nie odważę się, by coś w tym kierunku zdziałać.
- Szkoda. Pasowalibyście do siebie.
- Taaa, ty z Alex’em też.
- Tak myślisz? – spytał Matt, unosząc brwi.
- Mhm. Powinniśmy się wybrać do jakiegoś gej klubu – rzucił po chwili, uśmiechając się pod nosem.
- Po co?
- Podrywający cię chłoptasie pewnie poprawiają wybitnie humor.
- Wiesz, może to nie jest głupi pomysł. Boję się tylko, że alkohol mnie zetnie, i znów obudzę się z kimś w łóżku.
- Och daj spokój. Broniłbym twojej cnoty – zaoferował Elliot, podając butelkę przyjacielowi. Ten wziął duży łyk, po czym wzruszył ramionami.
- Pewnie sam byłbyś na tyle chętny, że obudziłbyś się w czyimś łóżku.
- Możliwe – odparł blondyn, sięgając po dłoń chłopaka i splatając ich palce. – Mam zbyt małe dłonie – burknął Elliot, trąc kciukiem o jego kciuk.
- Jak dla mnie są okey – rzucił Matt. Tym razem to Elliot oparł czoło o jego ramię.
- Powinniśmy skończyć z tym całym Alex’em i Jessie’em.
- I co, być całe liceum samotnymi, żałosnymi i wyśmiewanymi kolesiami?
- Nie. Przynajmniej nie musimy być samotni i żałośni.
- To znaczy? Rozwiń tę myśl.
Elliot popatrzył na niego mrużąc oczy. W końcu jednak podniósł dłoń i obrysował kciukiem wargi Matt’a. Czuł pod palcami ich delikatną strukturę i miękkość. Delikatnie rozchylone kusiły przyjemnością i zatraceniem. Uchwycił między palce jego brodę i złożył na jego ustach delikatny pocałunek.
- Nie musimy być sami. Chciałbyś spróbować? – zapytał Elliot, uważnie wpatrując się w oblicze szatyna. Przez chwilę nie padła żadna odpowiedź.
- Być razem?
- Nie. Chodzi mi o coś więcej niż przyjaźń, lecz mniej niż związek.
- Chcesz ze mną sypiać? – zapytał po chwili konsternacji Matt, unosząc w zdziwieniu brwi.
Elliot opuścił na chwilę wzrok, po czym wzruszył ramionami.
- Potrzebuję czyjejś uwagi, dotyku. Nic zobowiązującego. I obiecuję, że się w tobie nie zakocham, ani nic…
- Serio tego chcesz?
Elliot dotknął dłonią policzka chłopaka, cały czas wpatrując się w jego oczy. Kiedy go pocałował, oboje byli już pewni. Parę chwil później Elliot siedział już na kolanach Matthew, z jego dłońmi na biodrach i wargami na szyi.
Blondyn wplótł dłoń w jego włosy i odchylił swoją głowę, ocierając się o niego biodrami.
Dla obu było to coś nowego. Czuć całe to ciepło i intensywność dotyku, zapachu.
- Nie musisz być taki delikatny – mruknął Elliot, wzdychając przy kolejnym otarciu o biodra przyjaciela.
Matt podciągnął koszulkę i zdjął mu ją przez głowę.
- Jesteś tego pewny?
- Tak pewny, że powinieneś sięgnąć do prawej kieszeni – mruknął mu do ucha, łapiąc płatek jego ucha między wargi i zaplatając dłonie na jego szyi.
Matt spełnił jego polecenie, i po chwili przyglądał się prezerwatywie.
- Nie sądziłem, że tak szybko mi się przyda – rzucił Matt, by po chwili podnieść się z ziemi wraz z blondynem i położyć się na łóżku. Elliot usiadł na jego biodrach i pochylił się, by muskać wargami jego szczękę. Po chwili pozbyli się wspólnymi siłami koszulki Matt’a, a zaraz potem na podłodze wylądował pasek od jego spodni.

***

- Mam ochotę na czekoladę – mruknął blondyn w ramię Matt’a, po czym obrócił się na drugi bok, twarzą do przyjaciela.
- Było aż tak źle, że musisz sobie poprawiać humor czekoladą? – bąknął Matt, przeczesując grzywkę chłopaka dłonią.
- Nie. To jest jak z wesołym miasteczkiem. Pojedziesz jedną kolejką, ale żeby było przyjemniej, później pójdziesz zjeść watę cukrową.
- Mhm – mruknął Matt, przymykając na chwilę oczy.
Było mu tak naprawdę dobrze. Elliot był jego najlepszym przyjacielem, miał cudowne ciało, a w dodatku wspaniale całował. Tylko było w tym coś niebezpiecznego, co zagrało na jego sumieniu. Z drugiej strony, Elliot nie wydawał się być skrzywdzony tą sytuacją…Mało tego, sam to zaproponował. W dodatku było naprawdę cudownie. Nawet nie pomyślał o Alex’ie, bo przecież chciał o nim zapomnieć. Tylko jak będzie teraz wyglądała ich relacja? Nadal będą się zwyczajnie przyjaźnić, tylko od czasu do czasu wskakiwać do łóżka?
Poza tym nie wiadomo, czy Elliot chciałby to powtórzyć.
Matt otworzył oczy i zmarszczył brwi. Spoglądał przez chwilę w blond czuprynę leżącą na jego klatce. Unosiła się powoli i opadała w rytm ruchów jego klatki.
Czy właśnie stwierdził, że sam chciałby to powtórzyć?
Myśl ta wprawiła go w chwilową konsternację. Przecież są już prawie dorośli, a dorośli często uprawiają niezobowiązujący seks…
Spod przymrużonych powiek spoglądał, jak Elliot nachyla się i całuje jego wargi, a po chwili wstaje z łóżka zupełnie nagi i podnosi swoje spodnie.
Każdy homoseksualny chłopak musiałby przyznać, że tyłek Elliot’a był naprawdę świetny. Tyle, że po chwili zawiedziony Matt oglądał go już w spodniach.
Obserwował bacznie poczynania blondyna, gdy ten, prawie w pośpiechu, ubierał się w swoje ciuchy.
- Wybierasz się gdzieś? – zapytał zdziwionym głosem szatyn, taksując go uważnie wzrokiem.
- To tylko niezobowiązujący seks, tak? – upewnił się Elliot, a kiedy Matt skinął głową dodał – w takim razie nie powinniśmy leżeć w siebie wtuleni. Było dobrze, a teraz uciekam do siebie, bo jeszcze chwila i zasnę, a to nie będzie w dobrym guście.
- Pewny jesteś? – zawahał się Matt, w głębi duszy pragnąc, by Elliot został. I nie chodziło tu o żadne z wyższych uczuć, po prostu nie chciał być znowu sam.
- Taaa. Jeszcze przypadkiem twoi rodzice wrócą i będzie bardzo perwersyjnie.
- Nie wiem jak mogłeś skojarzyć moich rodziców z jakąkolwiek perwersją, ale niech ci będzie – mruknął Matt, po czym oboje wybuchli gromkim śmiechem.
- Zobaczymy się jutro w szkole? – rzucił na odchodne Elliot, obracając się przez ramię.
- Jasne.
- To nara – burknął blondyn, a chwilę później zamknęły się za nim drzwi.
Matt opadł na łopatki i zakrył twarz dłońmi.
- Pa – rzucił w przestrzeń i nie musiało minąć dużo czasu, zanim zasnął.

                                                                       ***

Obudził się dopiero po zmierzchu. Wciągnął na siebie bokserki i zszedł na dół, do kuchni. Otworzył lodówkę i wziął karton, z którego wlał do szklanki mleka.
Po chwili wrócił do swojego pokoju, wypił mleko, wziął prysznic i położył się do łóżka. Tym razem jednak nie mógł zasnąć. Przeszkadzały mu w tym kłębiące się w głowie myśli o Elliocie. O jego zaróżowionych policzkach, przymkniętych powiekach, wyeksponowanej szyi. O jego dłoniach badających każdy skrawek jego ciała. I o klatce wygiętej w spazmach rozkoszy. O malince, którą zrobił mu na obojczyku. Myślał o jego paznokciach przejeżdżających mu po plecach.
Dużo by dał, żeby blondyn mu teraz towarzyszył. Nigdy nie lubił sam sobie dogadzać, ale nie mógł przecież męczyć się z podnieceniem przez całą noc…
- Szlag by go trafił – warknął, wkładając dłonie pod pościel. 

środa, 10 sierpnia 2011

Rozdział czwarty


Rozdział czwarty

- Co myślisz o tej? – zapytał, przykładając do siebie koszulę w kolorze wyblakłego błękitu.
- Chyba najlepsza z tych wszystkich – skwitował Elliot taksując go uważnie wzrokiem.
- Nie mam do niej butów… - mruknął, krzywiąc usta.
- Nie marnujmy czasu. Na dolnym piętrze widziałem idealne trampki – rzucił Elliot, zabierając wybrane ciuchy i idąc płacić. Po chwili w kolejce za nim stanął Matt ciągnąc koszyk pełen ciuchów.
- Dobrze, że matka dała mi swoją kartę – rzucił wesoło, oglądając bransoletki przy kasie.
- Mhmmmmm – mruknął cicho Elliot.
Oboje byli strasznie skrępowani tym, czego uczestnikami byli w przebieralni. Kiedy Matt oderwał się od chłopaka, Elliot wybiegł z przebieralni, a Matt zaklął szpetnie. Czuli się bardzo zażenowani, więc nie rozmawiali o sytuacji, która zaistniała. Jedynie mętne spojrzenie blondyna dawało do zrozumienia, że chłopaka trawią ponure myśli.
Matthew sam nie wiedział, co powinien teraz zrobić. Przecież ustalili, że między nimi nigdy by nie wypaliło. Poza tym, był chyba zakochany w Alex’ie, więc jak mógłby lecieć na dwa fronty? Musiał przyznać, że pocałunek z chłopakiem był niezwykły i nie wydawało mu się, żeby Elliot uciekł, dlatego, że słabo całował…
Zapłacił za ciuchy i razem z blondynem wyszli ze sklepu. Nie potrafił znaleźć słów, by jakoś zacząć rozmowę. Skrzywił się na samą myśl, że będzie musiał się wytłumaczyć.
- Elliot – mruknął, łapiąc go za ramię. – Przepraszam, nie powinienem był. Nie wiem co we mnie wstąpiło, a nie chcę cię stracić jako przyjaciela i…
- Spoko – wpadł mu w słowo. – Trzeba po prostu przyznać, że uległeś przez moją anielską aparycję – powiedział, posyłając mu szeroki uśmiech, który jednak nie sięgał uszu.
- Taa, to chyba to – mruknął chłopak, roztrzepując mu włosy, by jakoś złagodzić atmosferę. – Masz ochotę na gorącą czekoladę? – spytał, a zanim otrzymał odpowiedź, już ciągnął Elliot’a w stronę kawiarenki.
- Wygląda na to, że mam – skwitował, unosząc brew do góry.

***

- Hej, jesteś tam? – powtórzył któryś raz z rzędu, machając dłonią przed nosem Matt’a.
- Co? A, tak, przepraszam. Zwyczajnie się zamyśliłem – odparł, poprawiając grzywkę.
- Coś sprośnego? – spytał, prawie wciskając nos w czekoladę.
Przez chwilę Matthew chciał zostawić to pytanie bez odpowiedzi, jednak wiedząc, że zdradzą go rumieńce, odparł:
- Może troszeczkę.
- Największy deser za twoje myśli? – zaproponował blondyn, podpierając się łokciami o stół.
- Weź, jak nie zmieszczę się w spodnie, to mogę zapomnieć o randce…
- Och, raaaandce? – zawył Elliot, energicznie mrugając.
- No, ehm, wiesz co mam na myśli…
- Przyznaj się, myślałeś o tym, że po alkoholu być może znowu będzie mieć na ciebie ochotę? - rzucił, bez owijania. Elliot był strasznie bezpośrednią osobą, stwierdził w myśli szatyn. Kiedyś wpadnie przez to w kłopoty.
- No dobra, myślałem o czymś w tym stylu. A teraz idź kupić mi ten deser – sarknął, chowając twarz w dłoniach. Był doprawdy słabym człowiekiem!
- Spoko, wiedziałem, że się złamiesz. Nie boisz się przytyć? – zapytał, sprawdzając dłonią grubość swojego portfela.
- Nie, spodnie i tak nie będą mi potrzebne przy Alex’ie.
- Hm, to logiczne. Skoro chcesz go dopaść, to może idźcie razem na zakupy, a jak będziecie razem w przebieralni, to go…
- Elliot! – wykrzyknął szatyn. Musiał mu wypominać? – Przecież cię przeprosiłem!
- Nooo, ale ja się nie skarżę. To tylko taka rada, zresztą – całkiem skuteczna – parsknął, ugaszając złość Matt’a szerokim uśmiechem. – Poza tym, było całkiem fajnie – rzucił, mrugnąwszy powieką. Po chwili obrócił się i ruszył po deser.
- Całkiem fajnie! Było zajebiście – mruknął pod nosem. – Każdemu urwałoby macicę, a on twierdzi, że było tylko fajnie… - urwał, bo Elliot obrócił się w jego stronę. Posłał mu szeroki uśmiech, po czym odpowiedział coś kasjerce. Matt zmarszczył brwi, gdy dostrzegł mizdrzącą się do niego kobietę. Jak on to robił? Ludzie od razu pałali do niego tą niezmąconą życzliwością…

                                                                       ***

Trzy dni minęły w zastraszającym tempie. Matt sam już nie wiedział, czy spotkanie z Alex’em budzi w nim ciekawość, czy rozgoryczenie – chłopak bowiem wcale nie dawał po sobie poznać, czy cokolwiek pamięta.
W końcu jednak, kiedy zbliżał się czas przybycia Elliot’a, stanął przed lustrem starannie taksując odbicie wzrokiem. Miał na sobie szary, cienki sweterek z trójkątnym wcięciem u szyi, dość dobrze przylegający do ciała i czarne rurki. Zastanowił się przez chwilę, czy nie lepiej podziałałby lateksowy kostium, ale z uśmiechem jednak musiał zaprzeczyć.
Gdy wybiła ustalona godzina, w domu rozległ się dźwięk dzwonka. Matt czym prędzej wyskoczył z pokoju i prawie zleciał ze schodów. Zanim dotarł do drzwi, rzucił tylko,,pa!’’ rodzicom, przesiadującym w kuchni, zerwał kurtkę z wieszaka i wyleciał pędem z domu.
- Łał. Gdzie ci tak śpieszno? – zapytał Elliot.
- Może gdybyś się tak nie wystroił, myślałbym, że zapomniałeś o stypie z Jessie’m.
Na wspomnienie tego imienia, szkarłatny rumieniec zakwitł na policzkach blondyna.
Trzeba jednakże przyznać Matthew’owi rację: Elliot wiele trudu włożył, by prezentować się tak, a nie inaczej. Miał na sobie koszulę w kolorze wyblakłego błękitu, luźne jeansy i białe tenisówki. Jego twarz jaśniała rozpromieniona, gościł, bowiem na niej szeroki uśmiech, okolony lekkimi dołeczkami w policzkach. W spojrzeniu mieściło się coś, co wręcz krzyczało do bruneta rajem, a włosy były na tyle obgumione, że sterczały w każdą stronę, jednak wystarczająco słabo, by wydawały się naturalne i miękkie.
- Nie rzucaj się na Alex’a, bo nie jestem pewien, czy mógłbym z tobą konkurować – mruknął, zresztą zgodnie z prawdą, ruszając ciemną uliczką. Powietrze było chłodne, rzewne, toteż korzystając z okazji Matt zaciągnął się nim. Skrzywił się na myśl, że przez następne godziny będzie musiał wytrzymywać cały przygniatający dym papierosowy i duszący zapach alkoholu.
- Coś ty, wyglądasz całkiem nieźle – skwitował blondyn, wkładając ręce w kieszenie.
- Całkiem nieźle? – powtórzył Matt, taksując chłopaka chłodnym spojrzeniem. – Powinieneś zaprzeczyć…
- No wiesz, gdybym powiedział, że wyglądasz seksownie, mógłbyś znowu się na mnie rzucić i próbować udusić ustami…
- Elliot! – krzyknął z niedowierzania, i tym razem to jego policzki zakrył szkarłat.
- Dobra, dobra, tylko żartuję – odburknął chłopak. – Obiecaj mi tylko, że nie dasz mi się za mocno spić. Robi się ze mnie wtedy mała dziwka, a nie chcę, żeby Jessie tego doświadczył.
- Mhm. Mogłem wziąć aparat, wtedy mógłbym cię szantażować.
- Podejrzewam, że i bez zdjęć dasz mi się we znaki. Ale zmieńmy temat na coś przyjemniejszego – mruknął. Przez chwilę grzebał w kieszeniach, po czym włożył coś w rękę Matt’a.
Szatyn rozwarł rękę.
- Prezerwatywa? To ma być ten przyjemniejszy temat?
- No, a nie? – zapytał, a na jego twarz powrócił ten szatański uśmieszek.
- Po co mi to?
- Chryste, a jak znowu obudzisz się koło Alex’a? – zapytał. Ten argument podziałał na niego jak kubeł zimnej wody.
- A więc i ty nie pozwól mi się spić.
- Nie ma mowy. Po pierwsze dobre bzykanie jeszcze nikomu nie zaszkodziło, a po drugie, zanim ty się upijesz, ja będę już gwałcił nogi przechodniów niczym nigdy niezaspokojony pies.
Matt przez chwilę wpatrywał się w,,prezent’’. W końcu jednak wzruszył ramionami i schował go do kieszeni, próbując zatrzymać siłą woli rumieniec wlewający się na policzki.
                                                                      

***

Zapukali mocno trzy razy, a po chwili otworzył im Alex. Najpierw jego spojrzenie padło na Matt’a, przy czym chłopakowi zdawało się, że jego twarz nagle pojaśniała, po czym padła na Elliot’a. Widocznie się zasępił, ale po chwili nadrobił minę przemiłym tonem głosu:
- Siemka, prawie się spóźniliście – rzucił, nadal przyglądając się niskiemu blondynowi.
- Um, Elliot, to Alex, Alex, poznaj Elliot’a – mruknął formułkę grzecznościową. Kiedy uścisnęli sobie dłonie, chłopak obrócił się i poprowadził ich do wnętrza.
Jeśli zdawało im się, że na zewnątrz huczała muzyka, to tutaj trwała wojna secesyjna.
- O! Widzę bar! – rzucił Elliot, po czym skinął głową w jakiś punkt i zaczął przepychać się pomiędzy tłumem.
- Tyle go widziałem – mruknął Matt, a zapytany przez Alex’a o to, co powiedział, wzruszył jedynie ramionami. Przeniósł swój wzrok na czarującego amanta. Miał na sobie białą koszulę z czarną kamizelką. Guziki były rozpięte tak, że Matt’owi ciężko było oderwać od niego oczu.
- Coś nie tak!? – krzyknął Alex, prawie zaniepokojony.
-Wszystko okey! Fajny wisiorek! – rzucił, zanim zdążył ugryźć się w język.
- Dzięki.
Matt przez chwilę wpatrywał się w niego w milczeniu, nie mogąc znaleźć tematu do rozmowy, więc skrępowany w końcu skapitulował i poszukał wzrokiem przyjaciela.
Elliot siedział na kanapie w rogu pokoju, z kubkiem w dłoni i wpatrywał się uparcie w jeden punkt. Kiedy Matt podążył wzrokiem po linii prostej, dostrzegł Jessie’go obtańcowującego jakąś dziewczynę.
Skrzywił się, po czym ponownie spojrzał na Alex’a.
- Czemu tak przypatrujesz się tamtemu chłopakowi?
- Co? – odparł, unosząc brwi.
- Elliot. Czemu się na niego gapisz? – powtórzył, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Mam go pilnować, żeby się nie upił.
- Nic nie słyszę! – krzyknął Alex, co ledwo dotarło uszu Matt’a. – Chodź, znajdziemy spokojniejsze miejsce! – dodał, nachylając się nad uchem szatyna. Chłopak drgnął, czując na szyi jego oddech. Wcale tego nie chciał, ale jego nogi same zachwiały się, gdy dotarł do niego zapach chłopaka. Może to było coś jak deja vu, ale odniósł wrażenie, że zna ten zapach.
Blondyn jednak, ku niezadowoleniu chłopaka, odsunął się tak szybko, jak się zbliżył. Kiedy tylko się odwrócił, Matt wymierzył sobie siarczysty policzek, nakazując w myślach spokój.
Szatyn musiał przepychać się łokciami między ludźmi, żeby nadążyć za tempem Alex’a. Chłopak zabrał ze stołu dwa kubki piwa, jeden podając Matthew’owi, a potem zaprowadził ich na piętro.
Szatyn z lekkim powątpiewaniem wpatrywał się w drzwi od pokoi, słysząc niekiedy niepokojące dźwięki – czasem dwuznaczne, czasem zaś wybitnie jednoznaczne.
Miał tylko nadzieję, że jego policzki nie płoną.
W końcu jednak Alex doprowadził ich do okna, przez które wyszli na dach. Tam rozsiedli się, próżno oczekując wygód, gdyż dachówki potrafią nieźle dać po miednicy.
- Skoro w końcu mogę cię usłyszeć – zaczął, lekko zachrypniętym głosem, co tylko podkręciło Matt’a mocniej – czemu tak przypatrywałeś się Elliot’owi?
- Powinienem go pilnować, żeby się nie upił.
- Jezu, czemu wy tak boicie się upić? – spytał, a dla poparcia swych słów przyłożył kubek do ust.
- A co w tym dobrego? – zapytał Matt, marszcząc brwi i wpatrując się w różowe wargi towarzysza.
- Nie wiem. Po prostu, ludzie boją się chwytać szczęście, przeważnie. A jak się napiją, nie myślą, dlaczego czegoś chcą, tylko, co zrobić, żeby dostać to, czego pragną.
- Złota recepta? Napij się, a wszystkie marzenia się spełnią?
- Nie wszystkie. Ale to tylko kwestia niedomówień.
- A ty? Lubisz niedomówienia? – zapytał Matt, biorąc łyk zimnego napoju.
- Możliwe – odparł, po dłuższej przerwie. – To dodaje trochę pikanterii. Ludzie boją się alkoholu, bo boją się zrobić to, co naprawdę chcieliby urzeczywistnić. Więc, czego boi się twój mały przyjaciel?
- Jeśli on jest mały, to ja także…
- Nie przeczę. – mruknął Alex, unosząc dłonie jak w geście pojednania.
- Doigrasz się. Jak się spiję, zrobię to, co chcę, i…
- …rzucisz się na mnie?
- Z pięściami – dopowiedział Matt, mrużąc oczy.
- Wracając do tematu, czego boi się Elliot?
- Boi się, że rzuci się na Jessie’go.
- Z pięściami…? – zapytał Alex, przez co Matt prawie się zakrztusił kolejnym łykiem.
- Właściwie, to nie… - zaczął, czując jak na policzki wpływa gorący rumieniec.
- W takim razie, po co miałby się rzucać?
- Myślałem, że lubisz niedomówienia…
- Tylko po piciu, a akurat jestem jeszcze prawie przed…
- Och, czyli zamierzasz się teraz spić na moich oczach? – zapytał zdawkowo, szybko mrugając.
- Mhm.
- I co wtedy zrobisz?
- To, co zechcę – odparł, próbując brzmieć tajemniczo. – Jeśli dobrze zrozumiałem niedomówienia, Elliot jest…
- Napalony – potwierdził Matt, kiwając głową z zaangażowaniem.
- Łał – mruknął Alex. – Nie przeszkadza ci, że on jest…no wiesz…
- Hm, nie bardzo – rzucił, zresztą – zgodnie z prawdą.
- Czy ty…

środa, 13 kwietnia 2011

Rozdział trzeci


Nadszedł czas na kolejny rozdział. Trochę mnie nie było, wiem, ale wracam do pracy w pełnym trybie.
Nie przedłużam, bo i tak już się naczekaliście :D
Enjoy,
BlueBoy


Rozdział trzeci

- Cześć – bąknął z bananem na ustach.
- Eeeee – wyjąkał Matt, spoglądając się niedowierzająco na blondyna. Czuł się skołowany. Jego stan pogarszały jeszcze przyjemne dreszcze spowodowane ciepłym głosem blondyna.
- Jestem Alex – mruknął zakłopotany natarczywym spojrzeniem blondyn.
- Jesteś Alex – powtórzył Matt, starając się z całych sił złożyć rozchodzące się oczy w jeden obraz.
- Tak, skoro już sobie to wyjaśniliśmy, to ty jesteś…?
- Zakłopotany – odparł rezolutnie Matt po czym syknął z bólu.
- Wszystko w porządku?
- Nie. Tyłek mnie tak nie bolał od czasu gdy…- burknął, urywając i czując, jak policzki płoną mu rumieńcem.
- Od czasu gdy? – zapytał po chwili Alex, bawiąc się bransoletką na ręku.
- Eeee…nie ważne w sumie – mruknął, próbując brzmieć na wyluzowanego. – Fajna bransoletka – rzekł, zmieniając temat.
- Dzięki.
- Eee… Więc, no ten. Co cię tu sprowadza? – zapytał po chwili Matt, próbując znaleźć jakąś wygodną pozę.
- Daj to – mruknął Alex, odchylając go lekka i poprawiając mu poduszkę. – Proszę – dodał po chwili. – Znalazłem cię obleganego przez piłkarzy...
Dopiero teraz Matt zwrócił uwagę na napuchniętą brew blondyna.
- Biłeś się? – zapytał się, unosząc w zdziwieniu brwi. Alex przez dłuższą chwilę zaciskał usta w cieńką i, co gorsza, cholernie seksowną linię, po czym wzruszył ramionami.
- Może. A co, martwisz się? – dodał, z błyskiem w oku.
- Może – odparł zagadkowo Matt, przygryzając dolną wargę.
- Więc, jak masz na imię? – zapytał Alex, wyłamując sobie kostki u rąk.
- A co, najpierw wybawiasz słabszych z potrzasku, a potem katalogujesz ich imiona by chwalić się w Internecie brawurą? – przekomarzał się z nim, szczerząc zęby. Powoli odzyskiwał orientację w sytuacji, a znalezienie odpowiednich słów nie wywoływało kolejnych fali bólu głowy.
- Tak. Będę też potrzebował twojego zdjęcia i śladu DNA – parsknął.
To było głupie stwierdzenie…brzmiało tak, jakby Alex nigdy nie miał styczności z jego DNA, a przecież…
- Matthew – mruknął, przymykając powieki.
- Co?
- No tak mam na imię – skwitował kwaśno, podnosząc powieki i wywracając oczami.
Nigdy nie lubił swojego imienia, ale tak to przecież bywa, prawda? Zwykle nigdy nie dogodzi się z wyborem imienia. W każdym bądź razie, nie mógł nic na to poradzić, więc musiał po prostu przywyknąć.
- Fajne. Matt – mruknął, jakby do siebie. – Więc, jeśli nie masz nic przeciwko, powinieneś się ubrać, bo kiedy ukradnę cię ze szpitala powinno być ci ciepło – powiedział, wstając z krzesła i podpierając ręce na biodrach. – Rusz tyłeczek – dodał po chwili, kiedy Matt wpatrywał się w niego jak w szaleńca.
- Mówisz poważnie? – zapytał, unosząc w zdziwieniu brwi.
- Eheee – mruknął, biorąc jego ciuchy z szafki i rzucając nimi w niego. – Dajesz.
Matt w ostatniej chwili złapał lecące ciuchy, po czym wpatrywał się w blondyna dłuższy czas nieodgadnionym wzrokiem. W końcu jednak podjął próbę:
- Eee…Może byś wyszedł?
- Czemużby to? – sapnął zdziwiony Alex, rozsiadając się na stołku przy łóżku.
- Bo poza bandażami i gatkami nie mam na sobie niczego?
- I? W czym widzisz problem? – zaoponował, zakładając ramiona na klatce.
- A jak ci się spodobam? – zapytał po chwili Matt, wykrzywiając usta.
- Nie gustuje w chłopcach – bąknął Alex, po czym wystawił mu język.
Matt podrapał się po głowie, próbując się ugryźć w język.
- Jesteś pewny? – wyrwało się z jego ust. Zabrzmiało to dość sarkastycznie.
- Chcesz sprawdzić? – zapytał Alex, uśmiechając się szelmowsko.
Matthew podniósł się z łóżka, obrócił się tyłem do blondyna i schylił się, by wciągnąć na siebie spodnie.
- Może innym razem – mruknął, po czym wciągnął na siebie szarą koszulkę z trójkątnym wcięciem pod szyją. Podciągnął rękawy i usiadł na łóżku, tym razem przodem do gościa.
Uśmiechnął się pod nosem widząc rumieńce na policzkach blondyna.
- Widziałeś gdzieś moją drugą skarpetkę? – zapytał, jednak nie uzyskał odpowiedzi. Powtórzył pytanie.
- C-co? – zająkał Alex, wbijając przez chwilę wzrok w dłonie bruneta.
- Czy widziałeś gdzieś moją drugą skarpetkę… - mruknął po raz kolejny, przewracając oczami.
Alex obejrzał się za siebie rzucając zamglone spojrzenie dokoła, po czym wstał i sięgnął po skarpetkę leżącą pod szafką. Podał ją brunetowi.
- Trzymaj.
- Dzięki – odparł Matt i wciągnął skarpetkę na stopę. Zastanawiał się nad słowami blondyna. Czy mogło być tak, że nie zdawał sobie sprawy z ostatnich gorących wydarzeń? Być może okłamywał on sam siebie, bo po prostu chciał poczuć się lepiej? Najłatwiej jest ignorować gorsze aspekty życia. Czy i w jego głowie panował taki chaos, jak u niego samego?
Matt sapnął skołowany natłokiem myśli. Nie wiedział skąd taka postawa u Alex’a. Ciężko było przyznać mu się przed samym sobą, że tak naprawdę chciałby, by Alex był gejem i okazał mu zainteresowanie. Tymczasem Alex był jakby całkowicie pewien swojej orientacji.
Kolejnym aspektem nie dającym spokoju Matt’owi był rumieniec kwitnący na bladych policzkach Alex’a, tuż po tym, gdy schylił się by się ubrać.
Drgnął, gdy poczuł na swoim ramieniu przyjemnie ciepłą dłoń blondyna.
- Wszystko w porządku? Wyglądasz jakbyś miał zaraz zemdleć…
- Nie – zaoponował. – To znaczy tak, wszystko w porządku. Zamyśliłem się. Powinieneś przyłożyć lód – rzucił, by zmienić temat.
- To nic takiego. Nawet nie boli – powiedział wzruszając ramionami, jednak syknął, gdy Matt wiedziony nie wiadomo czym, dotknął opuszkami palców napuchniętej brwi.
Podniósł brwi w typowym dla siebie geście i uśmiechnął się szelmowsko.
- Faktycznie nie boli – skwitował z dziwną satysfakcją w głosie. – Więc, gdzie zamierzasz mnie ukraść?
- A gdzie chcesz, żebym cię ukradł?
Na stole – prychnął w myślach, próbując zatrzymać swawolną fantazję.
- Myślałem, że masz jakiś plan. Zawsze porywasz ludzi bez przygotowania?
- Spontanicznie jest zabawniej – mruknął obrażony blondyn, wstając z krzesła i podając dłoń brunetowi. Matt chwycił ją i podniósł się, po czym od razu ją puścił. Dziwnie było dotykać tego chłopaka.
- Idziemy? – zapytał, jakby chcąc się upewnić, czy na pewno dobrze postępują.
- Taaa. Chodź – rzucił, kierując się do wyjścia. Matt chwycił swoją torbę z podłogi i udał się za blondynem.
***
Już od dłuższego czasu siedzieli na huśtawkach niedaleko domu Matt’a. Odpychali się leniwie stopami od podłoża i rozmawiali o pierdołach.
- Wiesz, to może wydać się dziwne, ale mam wrażenie jakbym cię dobrze znał już wcześniej – powiedział blondyn. Zamglone spojrzenie wbijał w ciemne, rozgwieżdżone niebo.
Oj tak, poznałeś mnie dogłębnie – skwitował kwaśno w myślach, po czym skarcił się za niesforne pomysły.
- Nie przypominam sobie – odparł uśmiechając się pod nosem. Przecież nie skłamał, prawda? Naprawdę sobie nie przypominał… Nie ważne jak bardzo się starał. – Ale coś w tym jest – zapewnił, wpatrując się w zaróżowione od chłodu policzki nowego znajomego.
Trwał tak w bezruchu przez dłuższy moment, w akompaniamencie ciszy. W końcu jednak zabrał głos ponownie, przerywając ją:
- Dlaczego mnie obroniłeś? – spytał, spuszczając wzrok na swoje dłonie.
Alex nie odzywał się przez dłuższą chwilę. Wyjął z kieszeni kurtki paczkę papierosów i wziął jednego z nich między wargi. Pomacał przez chwilę kieszenie, szukając zapalniczki.
- Kiedyś byłem tacy jak oni. Niszczyłem ludzi – przyznał cicho, szurając butem po ziemi.
- Więc co się zmieniło? – zapytał Matt, marszcząc nos, gdy dym z papierosa dotarł do jego nozdrzy.
- Jeden z siatkarzy przesadził. Przez niego pewien dzieciak będzie jeździł do końca życia na wózku – mruknął, zaciągając się papierosem. – Ludzie są okrutni, dlatego chcę się zmienić. Zdałem sobie sprawę z tego, że następnym razem to ktoś mnie może gnębić. Za to kim jestem, czy jaki jestem.
- A kim jesteś? – zapytał, jednak nie otrzymał odpowiedzi. Po chwili więc zadał kolejne pytanie.
- Żałujesz? – szepnął Matt, wybijając staccato na swoim kolanie i drżąc delikatnie, gdy zawiał chłodniejszy wiatr.
Alex zatrzymał na nim spojrzenie i pokiwał lakonicznie głową.
- Bardzo. Myślisz, że mogę się zmienić? – zapytał zdawkowo, szybko mrugając, jakby chciał odpędzić łzy.
Matt siedział chwilę w apatii, jaką wywołały słowa Alex’a. Kim był Alex? I dlaczego nie chciał odpowiedzieć na jego pytanie? Coś uciskało go w gardle i działo się z nim coś dziwnego. Mieszankę uczuć jaką w tej chwili odczuwał nie mógł nawet porównać do żadnego doświadczenia ze swojego dotychczasowego życia.
Wstał stękając cicho i stanął naprzeciwko siedzącego na huśtawce blondyna. Chwycił dwoma palcami papierosa, którego Alex trzymał w ustach i zaciągnął się nim. Wypuścił powoli dym i rzucił papierosa na ziemię, depcząc go agresywnie.
- Myślę, że każdy może się zmienić i każdemu należy się druga szansa – mruknął, wyszczerzając do niego swoje zęby.
Kąciki ust Alex’a podniosły się ledwo zauważalnie.
Matthew potarł ramiona ponownie dygocąc z zimna.
- Chyba będę zwijać się do chaty – przyznał niechętnie, oglądając się na blondyna, który wpatrywał się w dogasającego na glebie papierosa.
- Mhm – mruknął. – Hey, Matt… Za trzy dni będzie impreza u Jessi’ego. Może wpadniesz? – zapytał, podnosząc głowę i przeczesując dłonią grzywkę.
- No nie wiem. Mam dziwne wspomnienia po alkoholu…
- Złe?
- Nie – burknął, po dłuższej chwili.
- Więc przyjdziesz? – zapytał, próbując ukryć nadzieję w głosie.
- Dobra. Mogę kogoś ze sobą przyprowadzić? – rzucił, dmuchając w niesforną grzywkę.
- Jasne.
- To do zobaczenia w szkole – sapnął, po czym obrócił się na pięcie i ruszył wolnym krokiem do domu. Od czasu do czasu oglądał się za siebie i w tych krótkich momentach spojrzenia chłopców krzyżowały się na chwile.
***

Kiedy Elliot zatrzasnął drzwiczki od szkolnej szafki, sapnął ze zdziwienia dostrzegłszy opierającego się obok Matt’a
- Yo – mruknął, odzyskując rezon.
- Cześć. Zabierasz mnie dzisiaj na olbrzymie zakupy. Kupujesz nam pełno ciuchów i butów, bo załatwiłem ci randkę – rzucił, szczerząc do niego komplet bielutkich zębów.
- Z kim? – syknął, niemal krztusząc się powietrzem.
- Właśnie nadchodzi – mruknął, po czym zaśmiał się głośno. Błyszczące oczy były teraz skierowane na Jessi’ego, który właśnie wszedł beztrosko do szkoły. Nawet Matt musiał przyznać, że Elliot ma jednak dobry gust. Złote refleksy obijały się w jego ciemnych włosach, a uśmiech sięgał obu uszu i wydawało się to najpiękniejszym widokiem na świecie. Biała koszulka z trójkątnym dekoltem ściśle przylegała do ładnie wyrzeźbionego ciała i ukazywała lekko zarysowane mięśnie brzucha. Odgarnął grzywkę sięgającą brody za ucho i, o ile to w ogóle możliwe, uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Gdyby miał porsche, to dyrektorka już dawno rozchyliła by przed nim nogi – wymsknęło się z ust Matt’a, a w chwilę później oboje głośno zarechotali. – Idziemy do niego na imprezę, a czy to będzie randka, to już zależy tylko od ciebie – dopowiedział, spoglądając się na blondyna.
- Jesteś cudotwórcą! – rzucił Elliot, po czym mocno go wyściskał.
- Dobra dobra, bo ludzie się patrzą – skwitował Matt, jednak uśmiechnął się szeroko.
- Właściwie, to kto nas zaprosił?
- Będziesz moją osobą towarzyszącą. A wejście zapewnił mi Alex.
- Ooooo – zaintonował Elliot, wbijając mu łokieć w biodro.
Matt zacisnął mocno usta, żeby się nie roześmiać.

***
Fuknął sfrustrowany i popatrzył się niedowierzająco na blondyna. Miał wrażenie, że chłopak chciał go zamęczyć na śmierć górą ciuchów, które mu wybrał do przymierzenia. Postał chwilę wpatrując się w niego tępo, po czym bez słowa skapitulował kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Myślałem, że to zakupy z moją matką są ciężkie… - bąknął, wchodząc do kabiny. Po chwili wepchnął się za nim Elliot z górą własnych ciuchów. Było im trochę ciasno, ale już wcześniej wyjaśnili sobie, że nie czują do siebie pociągu. Matt wciągnął powoli powietrze, gdy Elliot otarł się nagimi plecami o jego klatkę. Dopiero teraz dostrzegł na jego ramieniu tatuaż. Była to prawdopodobnie jakaś łacińska sentencja.
- Dum spiro, spero – przeczytał, przejeżdżając palcem wzdłuż zgrabnych, misternie wykończonych literek. – Co to znaczy?
- Póki żyję, nie tracę nadziei – rzucił blondyn, odwracając głowę. Ze względu na brak miejsca w przebieralni ich nosy stykały się co chwilę. Matt czuł oddech chłopaka na swoich wargach i nie zastanawiając się sięgnął ustami jego ust.

wtorek, 22 marca 2011

Rozdział drugi


Nie przedłużając - przedstawiam rozdział drugi :D 
Pozdrawiam,
Blu
Rozdział drugi

- Czy to miejsce jest wolne? – pytanie to padło z ust jakiegoś niskiego blondyna o raczej drobnej posturze. Pierwsze co spostrzegł, to strasznie postrzępiona grzywka, która sięgała prostych, ciemnych brwi. Jego ciemne, czekoladowe oczy patrzyły na Matthew spod długich, czarnych rzęs, oczekując na odpowiedź.
- Jasne – rzucił, wzruszając ramionami.
- Jestem Elliot – przedstawił się, pociągając przez słomkę shake’a.
- Matt – odburknął, odwracając głowę w stronę boiska. Tak jak obiecał Jesse’emu, we wtorek zjawił się na trybunach, by kibicować jego drużynie. Mecz nie był jakimś szczególnie ważnym w tym sezonie, jednak skoro już został zaproszony, to nie wypadało tego lekceważyć.
- Jesteś tu nowy? – usłyszał tuż przy uchu. Zerknął przelotem na chłopaka.
- Ta.
- Więc lepiej dla ciebie, jeśli nie będziesz ze mną gadać – stwierdził ponuro, chwytając wargami rurkę i pociągając solidny łyk napoju.
Matt uniósł brew, baczniej przyglądając się chłopakowi. Kiedy nie uzyskał wyjaśnienia, zapytał:
- Czemu tak twierdzisz? – próbował brzmieć luźno, jednak był bardzo ciekawy.
- Oh, daj spokój. To liceum. Ja już i tak dostaje po dupie.
Obaj byli niscy, chudzi i mieli wszelkie predyspozycje, by być gnębionymi, szczególnie przez sportowców.
- Brzmisz jakby to ci odpowiadało – stwierdził Matt kwaśno, stukając palcami o ławkę.
- Kwestia przyzwyczajenia. Oczywiście możesz mieć nadzieje, że wszystko będzie cacy i zostaniesz maskotką drużyny, ale raczej na to nie licz. Musiałbyś chyba przespać się z całą drużyną, żeby dali ci spokój.
Matt był pewny, że gdyby to on pił tego shake’a, opryskałby nim trzy kondygnacje ławek pod nim.
W tym momencie, na salę wbiegła drużyna ich liceum. Matt przyglądał się im z zaangażowaniem, łapiąc się na tym, że ocenia ich głównie pod względem fizyczności. Miał nadzieję, że nie zalał go rumieniec, jednak nie zaprzestał czynności, dopóki ostatnim zawodnikiem nie okazał się być jego towarzysz z niezapamiętanej nocy. Teraz był pewien, że tonął w rumieńcu. Policzki zapiekły go jak nigdy, gdy zdał sobie sprawę, że w stroju drużyny wyglądał prawie tak samo seksownie, jak w całkowitym negliżu.
Patrząc obiektywnie musiał stwierdzić, że on i Jesse byli najprawdopodobniej najprzystojniejszymi chłopakami w tym liceum. Nie ulegało wątpliwości, że przy takim towarzystwie nie da rady zapomnieć o wydarzeniach nocy, której przecież nie pamiętał.

Słowa Elliota - Musiałbyś chyba przespać się z całą drużyną, żeby dali ci spokój. – nabrały w tym momencie zupełnie nowego znaczenia. Problem polegał jedynie w tym, że Matt sam nie miał pojęcia, czy to powód do radości, czy wręcz przeciwnie.
Zgarbił się lekko, chowając się za jakąś starszą dziewczyną, byleby tylko uniknąć wzroku… no właśnie. Eks-kochanka?
Jego blond włosy w słońcu wydawały się być niemalże złote. Krótka grzywka była podniesiona czymś do góry, a spod półprzymkniętych powiek łupało groźne spojrzenie niebieskich oczu.
- Wyglądasz jakbyś już miał zamiar przespać się z tą drużyną… - parsknął Elliot, lecz po chwili jego mina zrzedła. – N..nie gadaj… - wyjąkał, wpatrując się w szatyna.
Matthew spoglądał na niego przez moment szeroko otwartymi oczyma, lecz po chwili wzruszył ramionami, nadymając policzki.
- Wiesz, byłem młody, głupi… - zaczął, czując się dużo lepiej, kiedy ktoś poznał jego sekret.
- Kiedy!? – prawie wrzasnął, łapiąc go za ramiona.
- Jakoś…pół tygodnia temu… - bąknął, odwracając wzrok.
Elliot wpatrywał się w chłopaka z otwartymi ustami, dopóki nie zaniósł się głośnym śmiechem.
- No no, szybko dostosowujesz się do otoczenia… - rzucił, pociągając napój przez słomkę.
- Przestań. Mógłbyś mnie chociaż zwyzywać, może wtedy poczułbym się lepiej.
- Eee tam – mruknął blondyn, wzruszając ramionami. – Więc też jesteś homo? – rzucił, niby od niechcenia, sprawiając że Matt zakrztusił się własną śliną.
Postukał się chwilę w klatkę piersiową, kiwając od niechcenia głową.
- Też? – zapytał, taksując blondyna wzrokiem.
- Nie bądź hipokrytą. Tobie można, a mnie nie? – zapytał, udając oburzonego.
- Skoro zwierzasz się z tego każdemu, nie dziwota, że cię gnębią… - zaczął Matt, chwytając od niego kubek i pociągając płyn przez słomkę. To był jeden z najlepszych shake’ów jakie miał przyjemność pić. Słodki, truskawkowy posmak był dokładnie tym, czego było mu potrzeba.
- Naplułem tam… - sarknął Elliot, mordując chłopaka spojrzeniem.
- To dobrze, nie jest taki gęsty… - odburknął, uśmiechając się promiennie.
- Więc, jakie są twoje preferencje? – pytanie było tak niespodziewane, że Matt zdołał jednak opryskać ludzi trzy kondygnacje w dół od niego. Rzucił parę razy przepraszam, dopóki ludzie nie przestali patrzeć na niego co najmniej jak na mordercę.
- Faktycznie głupie pytanie. Jesteś tej samej postury co ja, masz dłuższe włosy, a skoro zrobiłeś to z kimś z drużyny, nie mam wątpliwości kto grał jaką rolę – powiedział, wpatrując się w plecy siatkarzy. – Jak było? – dodał po chwili.
- Um… Właściwie to nie pamiętam – rzekł spokojnie, wpatrując się w sufit. Przygryzł dolną wargę, krzyżując ręce na klatce piersiowej. – Gdybym tyle nie wypił, to by do tego nie doszło.
- Całe szczęście, że jednak wypiłeś! – zagrzmiał, ponownie śmiejąc się głośno. – Z kim?
- Ten z numerem 4. Nie znam imienia – powiedział, lecz po chwili, kiedy tylko dostrzegł minę towarzysza, pożałował.
- No, chłopie. Mógłbym go posądzać o wszystko, tylko nie o to, że zainteresuje się kimś takim jak ty… - stwierdził kwaśno.
- Proszę? – zapytał urażony Matt, unosząc w zdziwieniu brwi.
- No, w sensie… chłopaka!
Matt wykrzywił usta, wpatrując się w opaskę kapitana tuż nad lewym łokciem blondyna.
- Jak ma na imię? – zapytał po chwili, wypuszczając długo wstrzymywane powietrze.
- Alex.
Alex…Brzmiało…ślicznie. Czy naprawdę nie mógł mieć żadnych nadziei, że ktoś taki jak on zainteresowałby się nim?
- Więc, komentował jakoś ostatnie wydarzenia? – zapytał, wykrzywiając usta.
- Nie. W ogóle się do mnie nie odezwał.
- Aż tak źle ci poszło? – żachnął się.
- Nie, idioto. Może po prostu nie pamięta? – zapytał z wyczuwalną w głosie nutką nadziei.
- Hm. Albo pamięta, ale liczy, że ty nie pamiętasz.
- Obudziłem się pierwszy i zdołałem mu uciec. Może w ogóle nie wie, że był tam z kimś.
- Może.
- Myślisz, że mam u niego szansę? – zadał po chwili pytanie. Jego głos był cichy, jak gdyby chciał zostawić sobie otwartą furtkę, by wycofać się z zadanego pytania.
- Uwierz mi, siatkarze to podłe samce. Nie warto zawracać sobie nimi głowy.
- Brzmisz jakbyś na mnie leciał… - mruknął i wciągnął gwałtownie powietrze, gdy łokieć blondyna wbił mu się między żebra.
- Za co? – syknął, mrużąc oczy.
- Profilaktycznie. Wiesz – kontynuował – uważam po prostu, że dwoje…nie wiem jak to nazwać….dwoje tych delikatniejszych chomików raczej by się nie zgrało… - mruknął, na co Matt pokiwał głową. – Po prostu miło jest czasami pogadać z kimś, kto jest w podobnej sytuacji. Szczerze, to pierwszy coming out jaki zrobiłem, więc wiesz tylko ty.
- Eee…Czuję się zaszczycony – sarknął, przymykając powieki. – I…też się cieszę.
- Więc, oczekuję, że kiedy następnym razem będziesz na imprezie z nietrzeźwymi ciasteczkami, podzielisz się zdobyczą.
- Trójkąty mnie nie kręcą. . . – zaczął, ale Elliot wpadł mu w słowo.
- Spoko, damy radę bez ciebie – rzucił, po czym ponownie wybuchnął głośnym rechotem. Matthew skomentował to tylko pobłażliwym uśmiechem, powstrzymując się przed wsadzeniem mu kubka tam gdzie światło nie dochodzi…

Po raz kolejny od czasu przeprowadzki był zadowolony. Elliot od samego początku przypadł mu do gustu. Był zwariowany, to prawda, ale potrafił wywołać czasem niepohamowane napady śmiechu. Przy tym wszystkim zawsze pozostawał tak naturalny, jak nikt, kogo kiedykolwiek poznał. Był otwarty, szczery i zupełnie banalny. Może to w tym tkwił jego niesamowity urok?

***

W momencie, w którym z głośnym trzaskiem zamknął szafkę, zobaczył opartego obok Elliot’a, trzymającego leniwie dłonie w kieszeniach.
- Co jest? – zapytał, unosząc lewą brew.
- Nic – mruknął, wzruszając ramionami. – Kradnę cię na kolejnego shake’a – dodał po chwili, odwracając się i nie czekając aż Matt ruszy za nim, postawił pierwszy krok.
- Jak nie ograniczysz słodkich napoi to będziesz gruby… - zaczął Matt, kiedy tylko go dogonił.
- Spoko. Zacznę uprawiać seks to wszystko spalę – odparł spokojnie, podwijając rękawy kremowej koszuli do łokci.
Matthew zacisnął powieki, nie będąc do końca pewnym, co powinien odpowiedzieć. To był chyba najbardziej zboczony chłopak z jakim w życiu rozmawiał. Chociaż, sądząc po tym, jakie myśli chodziły większości licealistów po głowach, Elliot był po prostu otwarty i mówił szczerze, zamiast grać cnotliwego.
- Więc, wydajesz się jakbyś miał jakiś plan – zaczął, potrącając butem kamyczek.
- Tak. Upiję cię shake’ami do nieprzytomności a potem zaciągnę cię do szkolnej szafki Alex’a z napisem ,, zgwałcić przed upływem doby’’.
Szturchnął go w ramię udając obrażonego, jednak na jego ustach wykwitł delikatny uśmiech.
- Więc, cóż zamierzasz począć ze słodkim blond-cherubinem? – zapytał Elliot, potrącając butem kamyk.
- Nie wiem. Czy to, że wziął mnie po pijaku oznacza, że jest gejem? – rzucił naburmuszony, wbijając spojrzenie we własne buty.
- Nie wiem. Wiesz, może po prostu jest uczynny i kiedy go poprosiłeś, to nie umiał odmówić – zaproponował, uśmiechając się pod nosem. – Powinieneś go upić jeszcze raz.
- Żeby znów nie móc chodzić? Dzięki za taką troskę – odfuknął, marszcząc nos.
- Jak sobie chcesz. Więc, czy mogę ja go upić?
- Elliot! – krzyknął histerycznym głosem, wpatrując się w chichoczącego chłopaka.
- Dobra dobra. Spróbować zawsze warto. Poza tym, uważam, że Jessi jest od niego bardziej seksowny. Musisz mi pomóc. Nawrócimy go na geja – rzucił na jednym tchu,  jego policzki pokryły się szkarłatnym rumieńcem, a jego oczy zapłonęły. – Chciałbym z nim chociaż pogadać… - sapnął, nagle zasmucając się.
- A to akurat da się załatwić – powiedział, zanim zdążył ugryźć się w język. – Gadałem z nim, mieszka niedaleko mnie. Właściwie, gdyby był gejem, to pomyślałbym, że mnie rwie.
Elliot spojrzał się na niego maślanym wzrokiem.
Matt mierzył się z tym spojrzeniem dłuższą chwilę, jednak uległ niemej perswazji.
- Masz tak zgejone spojrzenie, że chyba jednak ulegnę – stwierdził kwaśno, przygryzając dolną wargę. – Dobra, niech będzie. Ale nic na siłę, zero macania, gwałcenia i tego typu rzeczy.
Elliot zrobił kwaśną minę, roztrzepał swoje słomiane włosy i rzekł:
- Nie umiesz się bawić. Ale spoko, wszystkiego cię nauczę, mój młody pedałwanie.
- Tak, mistrzu jebaj – sarknął Matt, wstając od stolika i zabierając torbę. – Chodź, idziemy spalić te wszystkie kalorie.
- I kto tu jest zgejony? – zapytał blondyn, uśmiechając się podle.
- Zamknij się – syknął, pchając go biodrem, gdy Elliot do niego podszedł.
- No już, już.

***

- Powinniśmy uciekać – syknął blondyn, chwytając Matt’a za ramię. Jednak było już za późno. Zostali zauważani przez drużynę football’u.
- No no, Elliot, unikasz nas? – zapytał jeden z nich. Był tak pulchny, że miał fałdy nawet na czole. Jego kark wyglądał jak paczka bułek do hot-dog’ów.
- N-nie – wydukał, wzmacniając uścisk na ramieniu Matthew.
- Spokojnie – szepnął szatyn, wpatrując się z uwagą w nadchodzących zawodników.
Znał takich ludzi. Uważali, że skoro mają na sobie kurtki drużyny, mogą wszystko. Zakompleksione debile, mocne tylko w grupie.
Stali naprzeciwko siebie, mierząc się wzrokiem. W końcu, jakiś dryblas o czarnych włosach zrobił pierwszy ruch i popchnął Elliot’a. Blondyn poleciał do tyłu, zwalając się na ziemię jak kłoda.
- Odpieprzcie się – syknął, zaciskając dłonie w piąstki i odgradzając ich od przyjaciela.
- No no, kolejny chłoptaś chce się zabawić – warknął jakiś czarnoskóry, uderzając go wierzchem dłoni w twarz. Uderzenie nie było silne – miało go tylko ośmieszyć, pokazać mu, jaki jest mały.
Matthew zacisnął mocno szczęki, przełykając głośno ślinę. Elliot zaczął powoli wycofywać się, nie tracąc nawet czasu na wstanie z ziemi.
Wszystko stało się bardzo szybko. Jeden z zawodników próbował go uderzyć, a ten machinalnie podniósł nogę i kopnął go w krocze.
- Kurw… - jęknął brunet, opadając na kolana i siniejąc na twarzy.
- Łał – wyrzucił z siebie powietrze Matt. Kiedy tylko wzrok zawodników wrócił na niego, chłopakowi stanęła w gardle jakaś gula.
- Następnym razem wara albo znowu zrobię Ci krzywdę – rzucił, by zachować twarz i puścił się biegiem za Elliot’em. Kiedy obrócił w biegu głowę, część goryli była już za nim, pędząc jak szaleni. W następnej sekundzie ktoś go popchnął, a ostatnim co pamiętał był lecący w jego kierunku mur.

***

- G-gdzie ja jestem? – wyjąkał, otwierając oczy tylko po to, by szybko je przymrużyć. – Zgaście to cholerne słońce – marudził, a ból głowy się nasilił. Był to jakiś pozytyw – przynajmniej czuł że wciąż ma głowę, skoro go bolała.
- Jesteś w szpitalu. Zrobiliśmy ci już drobne testy, obyło się bez szycia i większych uszkodzeń. Albo masz super twardą czaszkę, albo jesteś okropnym szczęściarzem – odpowiedziała blondynka nachylająca się nad jakąś maszyną.
- Pamiętam…mur – rzucił inteligentnie, po czym syknął z bólu. Głowa pulsowała mu jak nigdy przedtem. – Będę mieć paskudnego guza – jęknął, powoli przyzwyczajając się do światła. Rozejrzał się po sali. Koło jego łóżka dostrzegł jakiegoś blondyna i dopiero po chwili zorientował się, że siedzi przy nim szeroko uśmiechnięty Alex.

czwartek, 3 marca 2011

Rozdział pierwszy


Tak więc, nastał czas na rozpoczęcie historii. Prezentuję Wam rozdział pierwszy. Nie jest jakiś megaśno długi, ale myślę ze treściwy :D
Zapraszam do czytania i komentowania,
Blue


Rozdział pierwszy

Otworzył gwałtowanie oczy, czego zaraz pożałował. Pod wpływem mocnego światła zmrużył powieki, wciągając w płuca chłodne, poranne powietrze. Obrzucił spojrzeniem pokój i spostrzegł się, że nie jest u siebie. Nie znał pomieszczenia, w którym się znajdował. Sięgając pamięcią wstecz próbował przypomnieć sobie jak się tam znalazł, lecz nic sobie nie przypominał, za to mocno rozbolała go głowa. Przeciągnął się, wyginając plecy w łuk i przykleił policzek do poduszki. Jego źrenice rozszerzyły się z zaskoczenia, gdy obok siebie dostrzegł jakiegoś chłopaka, który spał twardym snem. Dopiero po chwili dotarło do niego, że chłopak śpi nago, a kołdra przykrywa skąpo tylko najintymniejsze miejsca. Przesunął wzrokiem po na przemian opadającej i podnoszącej się klatce oraz udzie wysuniętym spod przykrycia, co sprawiło że poczuł się bardzo niekomfortowo, a po jego ciele rozlało się jakieś dziwne ciepło. Przełknął głośno ślinę czując, jak się rumieni.
Mimo szoku, to jeszcze nie było najdziwniejsze w całej tej sytuacji. Matthew, bo tak właśnie miał na imię przerażony chłopak, nie potrzebował wiele, by wydedukować, do czego między nimi doszło. On także był nagi, więc odruchowo podciągnął kołdrę pod samą szyję, co z kolei wywołało ból dolnych partii ciała. Skrzywił się, syknął i na powrót zalał go rumieniec.
Przez moment przyglądał się śpiącemu chłopakowi. Był chyba najprzystojniejszym blondynem jakiego spotkał w całym popieprzonym życiu. Miał proste, gęste brwi, ładnie wykrojone usta i delikatnie zadarty nos. Chwilę zajęło mu dojście do siebie i zatrzymanie galopujących myśli na temat koloru jego oczu. Jego zniewalająca aparycja była więc jedyną pociechą zaistniałej sytuacji, chociaż swój pierwszy raz wyobrażał sobie zupełnie inaczej: przede wszystkim nie z chłopakiem, a szczególnie nie takim, którego nawet nie znał.
Wysunął się z jękiem spod przykrycia, rumieniąc się na samą myśl, że jego towarzysz mógł zbudzić się w każdej chwili. Swoje ciuchy odnalazł rozrzucone po całym pokoju, ułożone w trasę od łóżka aż do drzwi; choć bardziej prawdopodobne było, że wszystko zaczęło się przy drzwiach. Zawstydził się na samą myśl, że mogło być trochę dziko i próbował nie myśleć o tym, że jednak chciałby to pamiętać…
Zerknął ostatni raz na śpiącego chłopaka, chcąc go dobrze zapamiętać. Nie wiedział nawet, czy chłopak jest z jego liceum, ponieważ sam dopiero co sprowadził się do Nowego Jorku.
Westchnął cicho, dmuchnął sobie w grzywkę i wyszedł z pokoju, uspokoiwszy się dopiero po cichym kliknięciu drzwi. Nie patrząc się za siebie zszedł po schodach na dół, przypatrując się upitym nastolatkom napotykanym po drodze. Wszyscy jeszcze spali, za co był ogromnie wdzięczny.
Kiedy wyszedł z domu zmrużył oczy i ochłonął całkiem. Chciał zostawić ostatnie wydarzenia daleko za sobą. Nie warto wracać do czegoś, czego się nie pamięta.

***

Początek września jest chyba najprzyjemniejszym momentem w ciągu roku. Wszystko pozostaje do późna skąpane w blasku słońca, zieleń jest soczysta jak w samym środku wiosny, jest ciepło, ale nie na tyle, by pot spływał nam po twarzy od samego kiwnięcia palcem.
W gruncie rzeczy, Matthew Carter był szczęśliwy. Może i przespał się z jakimś chłopakiem, ale to jeszcze nie koniec świata, prawda?
Grunt, że może zacząć życie od nowa. Nowe miasto, nowi znajomi, nowe perspektywy. I to cholernie przyjemne wrześniowe ciepło było po prostu niezastąpione.
Mógł być kim tylko by zapragnął.
- Pięknie! – rzucił w przestrzeń, zastanawiając się, gdzie on właściwie jest. Nie miał bladego pojęcia gdzie się znajdował i jak miał odnaleźć drogę do domu. Wiele czasu zleciało mu na wypytywaniu przechodniów, tłumaczeniu i lokalizacji metra.
W końcu jednak dotarł na ulicę, gdzie znajdował się jego nowy dom. Biały domek jednorodzinny, ze spadzistym dachem pokrytym czarną dachówką, otoczony ciemnym, metalowym płotem. Przez samą furtkę do posiadłości ludzie zazdrościli klnąc pod nosem, nie mówiąc już o tym, co znajdowało się za nią.
Przed domem znajdował się okrągły plac, otoczony wokoło niskimi choinkami. Równa, soczyście zielona trawa wyglądała jakby ogrodnicy strzygli ją nożyczkami i pielęgnowali każde źdźbło z osobna.
Gdy tylko przeszedł przez furtkę, ze schodów przed domem rzucił się w jego stronę duży, biszkoptowy labrador, który w parę sekund do niego doskoczył, machając entuzjastycznie ogonem i szczekając głośno.
- Hej Savuś. – mruknął, kucając i drapiąc psa za uszami. – Tęskniłeś? – zapytał, na co odpowiedziało mu głośne szczeknięcie. – Tak myślałem. – zaśmiał się, wstając i ruszając w stronę drzwi. Pies pospacerował za nim, nie przestając machać ogonem.
W przedpokoju zdjął szybko buty i pobiegł po schodach na górę, do swojego pokoju.
Jednym z licznych bonusów tego domu były schody łączące piętra w ten sposób, że zaczynały się tuż przy drzwiach wejściowych, co pozwalało uniknąć niespokojnego spojrzenia rodziców.
Jego rodzice bywali w domu bardzo rzadko – obydwoje zajęci byli niemal przez całą dobę i często wyjeżdżali. Jego matka była przedstawicielem firmy farmaceutycznej, więc często bywała w rozjazdach, ojciec zaś miał firmę budowlaną, więc na czas wykonania prac błąkał się po całych Stanach popędzając robotników do szybszej pracy.
By jakoś zorganizować mu czas, od dziecka wpychali go gdzie popadnie. Przerabiał już kółka teatralne, grę na fortepianie, od dziecka uczył się francuskiego i hiszpańskiego, był nawet przez dwa miesiące na balecie, ale cudem przekonał rodziców, że tego nie chce.
Ściągnął przepoconą koszulkę i wyszedł do łazienki by doprowadzić się do ładu. Wziął szybki, chłodny prysznic i umył zęby. Kiedy jego wzrok spoczął na lustrze, przestraszył się nie na żarty. Pod oczami widniały sińce, ale najgorsze było to, że obojczyki, szyję i część klatki były ozdobione czerwonymi punkcikami, które ciężko było pomylić z czymkolwiek.
Matthew nie miał nigdy dziewczyny. Bywał często w rozjazdach i dopiero kiedy miał rozpocząć liceum, rodzice zdecydowali, że dla niego najlepiej będzie znaleźć dom na stałe. Była to przyjemna odmiana, chociaż pierwsze dni w Nowym Jorku wywoływały w chłopcu mieszane uczucia.
Przechylił głowę w bok, taksując się spojrzeniem. Z jego odbicia wpatrywały się w niego błyszczące, ciemne, bursztynowe oczy. Orzechowe włosy były dłuższe od tych jakie normalnie nosił, ale podobały mu się. Grzywka niesfornie opadała na twarz, sięgając do brwi i układając się samoistnie w interesujące ,,pazurki’’.
Wyszedł z łazienki kierując swe kroki do pokoju. Dominowały w nim odcienie brązu. Ciemne meble stały po jednej ścianie, naprzeciwko wejścia do pokoju. Po lewej stronie stało łóżko małżeńskie, a jego rozmiar wcale nie przeszkadzał Matthew, który uwielbiał się na nim wiercić. Ściany pokryte były czekoladową tapetą, a bardzo ciemne panele podłogowe przesłaniał waniliowy, froterkowy dywan, który przełamywał trochę brązową kolorystykę pomieszczenia. Gdyby nie duże okno, dające sporo światła, pokój mógłby zdawać się zbyt ciemny. Jemu jednak bardzo się on podobał. Działał kojąco na jego nerwy i pozwalał mu wypocząć po ciężkiej nocy.
Nie tracąc czasu na dalsze filozofowanie ubrał się. By ukryć ślady na szyi, które, ile razy o nich tylko pomyślał, wprawiały go w zakłopotanie i sprawiały, że się rumienił, wsunął przez głowę biały golf, którego nie nosił od prawie roku. Podwinął rękawy do łokci i zszedł do kuchni napić się, bo bardzo go suszyło.

***

Nim się obejrzał, nastała niedziela. Weekendy to te krótkie okresy, w których widywał rodziców dłużej niż przez pięć minut, więc zjedli wspólnie śniadanie.
- Jak nowa szkoła? – zapytała mama, kładąc przed nim talerz z jajkami i bekonem.
- Zadziwiająco fajna. Chociaż jest paru przerażających nauczycieli.
- Jeśli będziesz miał jakieś problemy z ich strony, to masz w nas wsparcie. Swoją drogą pamiętam do tej pory swojego nauczyciela fizyki. Czarny kolor skóry nie daje nauczycielom prawa, by zaniżali ocenę białym. – bąknął ojciec, rozgrzebując jedzenie na talerzu.
No tak, pomyślał Matthew, zerkając na ojca ukosem. Nie podobało mu się zacofanie rodziców na niektóre tematy, także tolerancji rasowej, religijnej czy choćby…orientacji. Sam przecież przespał się z chłopakiem, więc głupio byłoby zgadzać się z ojcem w takich sprawach.
Jego ojciec wciąż czasami zachowywał się jak dziecko, co bywało nie na miejscu, zważywszy że miał dość twarde poglądy, przez które ciężko było się przebić.
Matka była trochę bardziej wyrozumiała, ale czasem i ona, zaślepiona stereotypami, przestawała myśleć sama za siebie.
Matthew był ich jedynym synem, więc starał się ich nie rozczarowywać, ale coraz ciężej było mu wytrzymać z nimi, nie próbując przeforsować własnego zdania. Tym razem jednak milczał, gdyż przyznanie się do seksu w wieku szesnastu lat, szczególnie z chłopakiem, nie mogło mu wyjść na dobre.
- Poznałeś kogoś fajnego? – zapytała matka, sadowiąc się koło niego przy stole.
Czy poznałem? Zależy. Nie wiedział, czy zanim wskoczyli do łóżka wymienili choćby trzy słowa między sobą. Choć nie ukrywał, że był fajny, a sama myśl o nagim chłopaku sprawiła, że jego policzki zapłonęły.
- Parę osób. Wszyscy są mili i ogółem jest mi dobrze. – Bąknął, dopiero po chwili myśląc nad prawdziwym znaczeniem ,,jest mi dobrze’’.  – Idę do siebie. – rzucił, wstając od stołu i wkładając naczynia do zlewu.
Kolejnym wielkim plusem nowego mieszkania okazało się nowe łóżko, którego miękki materac był prawdziwym błogosławieństwem. Opuszczanie go z samego rana bywało co prawda brutalne i niezbyt miłe, ale kiedy wieczorami wskakiwał na łóżko, był gotowy umrzeć ze szczęścia.
Teraz jednak, gdy tylko położył się na materacu, nie mógł znaleźć wystarczająco wygodnej pozycji. Czegoś mu brakowało i już po chwili zaczął zastanawiać się, jak to wczoraj było. Przygryzał co jakiś czas wargę, wpatrując się zmąconym wzrokiem w widoki za oknem i myśląc o towarzyszu ostatniej przygody.
Seks z chłopakiem przecież nie musiał oznaczać jakiejś katastrofy. No, dobra, może i odczuwał dyskomfort przy siadaniu i chodzeniu, ale musiało mu być dobrze, skoro nie uciekł stamtąd z piskiem. Jedynym wytłumaczeniem braku wspomnień była perspektywa dodania czegoś do ponczu. Nigdy nic mocniejszego nie pił, stąd logiczne jest to, że mógł popełnić błąd. W takiej sytuacji także potrafił odnaleźć pozytywne strony, pewnie przez całe to słońce wlewające się przez okno do pokoju. Chłopak był nieziemsko przystojny, i nie ważne jak pedalsko to brzmiało, podobał mu się. W głowie wciąż widział jego ładnie zarysowany brzuch i przymknięte powieki zwieńczone długimi, gęstymi rzęsami.

***

- Czy będzie coś jeszcze? – zapytała kasjerka, uprzejma brunetka, wpatrując się w niego dużymi oczami.
- Nie to wszystko.
- To będzie dziewięć dolarów i pięćdziesiąt centów. – powiedziała, kiedy Matthew sięgnął do kieszeni po portfel. Zaczął lekko panikować, gdy zdał sobie sprawę, że portfel został w jego pokoju na biurku, tak jak go zostawił.
- Przepraszam, zapomniałem portfela… - mruknął, czując na sobie wzrok całej kolejki czekającej przy kasie.
- To może ja zapłacę. – zadeklarował brunet stojący obok niego. Wyglądał na jego rówieśnika, był przystojny i lekko od niego wyższy. Kiedy uśmiechnął się, wątpliwości Matt’a rozwiały się w jednej chwili pozostawiając tylko uczucie wdzięczności.
- Dzięki. – mruknął, kiedy wyszli ze sklepu.
- Nie ma za co. – rzucił, przystając na moment. – w którą stronę idziesz?
- Tamtą. – powiedział, wymachując dłonią w kierunku domu.
- No więc masz okazję odwdzięczyć się inteligentną rozmową, jeśli oczywiście sprostasz, bo idę w tym samym kierunku. – zaproponował, ruszając nieśpiesznym krokiem.
- Skąd pewność, że chcę się odwdzięczyć? – zapytał uśmiechając się szeroko i doganiając go.
- Oh, nie radzę się droczyć. – palnął.
- Czemu nie?
- Bo jestem w tym mistrzem, nie masz żadnych szans.

W ten oto sposób Matthew nawiązał pierwszą znajomość. Jesse okazał się być rok starszym uczniem tego samego liceum, więc po drodze nie stronił od radzenia mu odnośnie lekcji, sposobów na udane ściąganie i podejścia do różnych nauczycieli. Okazało się także, że Jesse był zawodnikiem szkolnej drużyny siatkarskiej, więc Matt został zaproszony na pierwszy w sezonie mecz, w następnym tygodniu.
Rozmowa przebiegała zadziwiająco luźno, jak na znajomość nawiązaną zaledwie parę minut wcześniej. Matthew po raz kolejny zdecydował, że życie w Nowym Jorku może mieć swoje uroki i cieszył się ogromnie, że będzie miał z kim pogadać. Okazało się bowiem, że Jesse mieszkał wraz z babcią i dziadkiem na tej samej ulicy co on sam, więc nie mieli do siebie daleko.
- No, to do zobaczenia. – zaintonował wesoło brunet, wyciągając w jego kierunku dłoń, którą Matt uścisnął bez wahania.
- Ta, trzymaj się. – mruknął na odchodne, po czym obrócił się na pięcie i nie oglądając się za siebie ruszył do domu.

poniedziałek, 28 lutego 2011

Witam :D

Jest to kolejny dziki wytwór mojej fantazji. Na pomysł tego opowiadania wpadłem zaledwie parę dni temu, ale kroi mi się naprawdę ładna historia.
Historia ta będzie opowiadać o dwójce chłopaków imieniem Alex i Matthew, którzy ,,poznali się'' w dziwnych okolicznościach, a ich losy będą ze sobą nierozerwalnie splecione.
Przygotujcie się więc na kolejne, olbrzymie dawki tajemnic, skrywanych uczuć i przeżywanych namiętności!
Pierwszy rozdział pojawi się niebawem, a historia od razu nabierze odpowiedniego pędu.
Opowiadanie należy do yaoi, a więc opowiada o homoseksualiźmie. Jeśli kogokolwiek to razi, proszę by powstrzymał się przed zgryźliwymi komentarzami.